środa, 27 stycznia 2016

Jestem sobie przedszkolaczek....

"Jestem sobie przedszkolaczek nie grymaszę i nie płaczę..."

Lekko ponad rok w przedszkolu za nami, tzn za Anielką, więc takie małe podsumowanie i moje spostrzeżenia.

Pierwszy dzień w przedszkolu był 15 grudnia 2015r. Anielka chodzi do prywatnego przedszkola w naszym mieście, jest to grupa dofinansowywana z UE, a co za tym idzie rodzice płacą mniej.
Początkowo płaciliśmy 100 zł i to był jedyny koszt jaki ponosiliśmy. Na dzień dobry przygotowałam się na mega wydatek związany z "wyprawką". Szczerze mówiąc przerażało mnie to gdy przeglądałam internet i oglądałam co "trzeba" kupić. My jedyne na co musieliśmy wydać pieniążki to opłata za przedszkole (100zł) + koszt bucików na zmianę, szczoteczki do zębów i pasty. Poza tym jedyne co mieliśmy zabrać do przedszkola to ubranka i bieliznę na zmianę. Po ponad pół roku (8miesięcy) koszt wzrósł do 300zł miesięcznie (co i tak nie jest dużo, bo ceny w przedszkolu to 300 zł czesne + 11 koszt dziennego wyżywienia). Anielka jest starsza więc grupa uczestniczy już w różnych wyjazdach także dodatkowe koszta to koszty wyjazdów, wycieczek.
Z przedszkola jesteśmy zadowoleni, zajęcia odbywają się często, ale czas na zabawę także się znajduje. Ciocie są wspaniałe i potrafią dobrze zająć się powierzonymi im maluchami.

Zmiany w zachowaniu Anielki oczywiście obserwujemy cały czas.
Zawsze poświęcałam czas by coś się z nią nauczyć (wierszyk, liczby itp.) jednak w grupie idzie to dzieciom wiele łatwiej i szybciej, więc ciągle słuchamy nowych wierszy, piosenek, czy słówek lub całych zdać w obcym języku( angielski mają codziennie, hiszpański i francuski raz w tygodniu).
Na początku mogliśmy zauważyć większą samodzielność, mimo iż Aniela zawsze była Zosia Samosia to w przedszkolu jeszcze bardziej się usamodzielniła.

Ze złych nawyków (jeśli można to tak nazwać) mogę powiedzieć, że jest to co Aniela je, tzn moje dziecko które wcinało wszystko teraz jedyne co chce jeść w domu to kanapka z masłem, zupa pomidorowa i płatki z mlekiem, gdyby mogła to jadłaby to w kółko i by jej się nie znudziło. W przedszkolu mają zróżnicowane posiłki i przeważnie jest tak, że Aniela zjada większość, no chyba, że coś już jej nie podpasuje, ale np w domu zupy pieczarkowej nie tknie, a w przedszkolu je. Nie mam pojęcia czemu tak jest.

Jakoś specjalnie nie zauważyłam jakiś złych zachowań mojej córki, czy też "wulgarnych"  słów.

Ostatnio był, w sumie to nadal jest problem z chodzeniem do przedszkola. Przez drugą połowę listopada i cały grudzień pracowałam poza domem co dla Anielki było nowością, bo zawsze byłam w domu. Początki ok wszystko przebiegało jak zawsze, ale po  jakiś 2 tygodniach młoda zaczęła się buntować i wyjście do przedszkola to była jedna wielka masakra. Tylko gdy moje dziecko otworzyło oczy był płacz, że ona nie chce iść do przedszkola i kiedy nie będzie musiała już tam chodzić. Droga do przedszkola oczywiście z płaczem i pożegnanie również. W przedszkolu podczas zajęć i zabawy płaczu nie było, niestety czas posiłków nie był łatwy (wiem od cioć z przedszkola). Podczas posiłków był płacz i wielka rozpacz.

Jest coraz lepiej, z dnia na dzień Anielka coraz mniej pyta o to czy idzie do przedszkola. Ostatnio obywa się nawet bez płaczu.

Nie żałuje, że zapisałam Anielę do przedszkola, mimo różnych sytuacji widzę więcej plusów niż minusów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz